Rozdział 4

- Dzieci drogie! Co wy tu robicie? - Beta i Bit zobaczyli przed sobą starszego mężczyznę. Było bardzo zimno, przeraźliwie zimno. Bit znał to uczucie z książek: podczas teleportacji przenoszeni czuli chłód, czasem ból, mieli poczucie wsysającej próżni. Ale nie, to nie było to. Zimno było mu cały czas, a nie przez chwilę. Nie było też próżni. Świat był jak najbardziej realny, a ciało naprawdę nieruchomiało od mrozu. Bit rozejrzał się. - Musieliśmy się cofnąć – powiedział pod nosem, patrząc na żołnierzy stojących nieopodal przy czołgu.

- Kochani! Schowajcie się, bo to się skończy zapaleniem płuc albo i gorzej – ostrzegał ich starszy pan. Miał na sobie kożuch z futrzanym kołnierzem. Beta i Bit tylko lekkie ubrania, w których trafili do tajemniczej pracowni Pietraszki.

W ich stronę równym krokiem szło dwóch żołnierzy. Mężczyzna szybko objął rodzeństwo ramieniem i lekko pchnął do bramy kamienicy, przy której stali. - Obywatelu! - usłyszeli za sobą. Starszy pan odwrócił się. - To moje wnuczki – tłumaczył. - Wyszły za mną.

- To lepiej ich pilnujcie – odburknął jeden z żołnierzy.

Starszy pan tylko kiwnął głową i znów objął rodzeństwo ramieniem, prowadząc je obok siebie. Żołnierze zawrócili. - Chodźcie, zaparzę wam ciepłą herbatę. Rozgrzejecie się – zaprosił.

W mieszkaniu było ponuro, szaro, ciemno. Okno było duże, ale wpadało przez nie niewiele światła.

W pokoju stała niewielka kanapa przykryta brązową narzutą, okrągły stół z czterema krzesłami i niewielki regał na nóżkach, który przyciągnął uwagę Bety. Podobny widziała u dziadka, ale większy. Ten był trochę wyższy od Bita i podobnie jak egzemplarz dziadka miał zamykany na klucz barek, a obok niego, z lewej strony, szafkę ze szklanymi drzwiczkami. Nad nimi była wąska półka. Ją również osłaniały szklane drzwiczki.

- Siadajcie na wersalce – powiedział gospodarz. - Śmiało – zachęcał, wskazując im miejsce. - Wstawię wodę. A ty, dziecko – starszy pan zwrócił się do Bety, wpatrzonej w regał – możesz wyjąć szklanki?

W szafce za szkłem stały szklanki małe i większe, obok nich metalowe foremki, brązowe filiżanki z namalowanymi kwiatami i jedna biała filiżanka z motywem róży. Wyraźnie różniła się od reszty. Wyglądała bardzo lekko i dostojnie. Beta pomyślała, że tylko ta jedna zrobiona jest z prawdziwej porcelany. Na górnej półce prezentowały się zaś kryształowe miseczki, dzbanuszki, popielniczka. Nastolatka wyjęła szklanki ozdobione żółtymi jabłuszkami – te najbardziej jej się podobały, postawiła je na stole i usiadła obok brata.

- Aha, czyli to jest wersalka, a nie kanapa – stwierdził Bit.

Gospodarz wrócił z małym czerwonym imbrykiem. Spojrzał na stół i uśmiechnął się dobrodusznie. - Moje wnuczki, te prawdziwe, też najbardziej lubią te szklanki. Dzieci mają do nich słabość. Niestety, nie nadają się do gorącej wody – powiedział i wyjął z szafki trzy szklanki i trzy metalowe foremki. Beta wstała, aby włożyć jedne w drugie, a starszy pan nalał do nich herbaty. „Tylko tyle?” - pomyślała Beta widząc, że herbata przykrywa zaledwie dno szklanki. Starszy pan zniknął i za chwilę wrócił z czajnikiem. - I teraz dolewamy gorącej wody – mówił do siebie. - Po śmierci żony musiałem się wszystkiego nauczyć, nawet parzenia herbaty – zaczął tłumaczyć. - Ten imbryk to jej pomysł. Sypała do niego herbatę, prawie po pokrywkę, i zalewała wrzątkiem. Potem nalewała odrobinę tej esencji do szklanki i uzupełniała gorącą wodą. Teraz ja tak robię.

Wyjął z barku srebrną cukiernicę. - No tak, jeszcze łyżeczki – przypomniał sobie i znów poszedł do kuchni.

- Musicie mi wybaczyć, rzadko mam gości – mówił, wracając do pokoju. Beta i Bit znali takie monologi. Tak samo zachowywał się ich dziadek, gdy go odwiedzali. Mówił stale, chciał rozmawiać o wszystkim. - Macie jakieś imiona? - gospodarz zapytał żartobliwie.

- Artur.

- Beata.

- Świetnie. Ja jestem Jan – przedstawił się. - Na pewno wciąż wam zimno. W pokoju syna są koce. Zaraz przyniosę – starszy pan wyszedł na chwilę.

- Znowu trafiliśmy w czas wojny – powiedział Bit. Wiedział, że na rozmowę ma niewiele czasu. - Musieliśmy się cofnąć.

- Chyba nie masz racji. Rozejrzyj się – Beta wskazała bratu niewielki stolik w rogu, pod oknem. - Tam jest radio. Poza tym żołnierz mówił po polsku.

- Racja. Ale brzmiało to dziwnie. „Obywatelu”, nikt tak nie mówi – stwierdził Bit.

- Już jestem – gospodarz nagle wrócił. - Trochę to trwało, ale znalazłem dwa koce. Proszę – powiedział podając je nastolatkom. - Okryjcie się i siadajcie do stołu.

Beta i Bit posłusznie usiedli przy stole i złapali za metalowe uszy szklanek. Naprawdę zmarzli. Najpierw na zewnątrz, potem w mieszkaniu swojego gospodarza, w którym również było dość chłodno. Nastolatki sączyły powoli gorącą herbatę. Smakowała jak papier, ale rodzeństwu to nie przeszkadzało. Najważniejsze, że w końcu robiło się ciepło.

- Następnym razem, jak będziecie chcieli wyjść – zaczął starszy pan – załóżcie na siebie palta. Choć lepiej by było, abyście już nie wychodzili. Przynajmniej nie bez rodziców.

Gospodarz pociągnął łyk herbaty.

- To, co się dzieje od dwóch dni... - mężczyzna zawiesił głos i smutno spuścił głowę. - Wojna domowa. Swoi przeciwko swoim. Polak przeciwko Polakowi.

Znów łyk herbaty i cisza. Beta zaczęła rozglądać się po pokoju. Na ścianach wisiały zdjęcia: uśmiechnięta kobieta, młoda para, kilkuletni chłopiec siedzący dostojnie na fotelu. I obraz Matki Boskiej, bardzo charakterystyczny, ze srebrnym księżycem u dołu.

Nagle usłyszeli zgrzyt przekręcanego zamka w drzwiach. Do pokoju wpadł młody mężczyzna. Nie mógł mieć więcej niż trzydzieści lat, choć jego wąsy mogły mylić.

- Cześć tata! - rzucił. - Masz gości?

- Dzieci sąsiadów – wyjaśnił gospodarz.

- Pierwszy raz ich widzę – zdziwił się mężczyzna z wąsami. - Nieważne. Przyszedłem zabrać kilka rzeczy – powiedział i poszedł do drugiego pokoju.

- Mój syn, Krzysztof – zwrócił się do Bety i Bita starszy pan.

- No to cześć! Lecę. Uważaj na siebie

- Ty... - pan Jan nie zdążył dokończyć. Trzasnęły drzwi i znów słychać było przekręcany zamek. Krzysztof zniknął tak nagle, jak się pojawił. - … również - Beta i Bit ledwie usłyszeli to słowo.

- Moje wnuczki są dużo młodsze od was – powiedział w końcu po dłuższej ciszy. - To jeszcze małe dzieci. Piotruś ma pięć lat, a Ania trzy. To najlepsze, co mój syn ma w życiu. Ja zresztą też. Niestety, uwierzył, że jest kolejnym pokoleniem polskich powstańców, chce walczyć o lepszą Polskę, narażając dla mglistych ideałów i nierealnych celów bezpieczeństwo swojej rodziny. Jest przy tym upartym osłem, zupełnie zamkniętym na ojcowskie argumenty i rady. A wiem, co mówię. Przeżyłem okupację, powstanie, ucieczkę z rodzinnego miasta, wypędzenie ze zniszczonej stolicy i powrót do tych ruin.

Czyli wciąż jesteśmy w Warszawie, w innym czasie, ale nadal w stolicy - pomyślała Beta.

Gospodarz przerwał. Zapadła cisza. Beta i Bit wciąż się nie odzywali.

- Od dwóch dni znów się boję – podjął mężczyzna. - Boję się o swoją rodzinę, o siebie.

Przerwał, a po chwili zaczął zupełnie innym tonem. - Chodźcie – pan Jan wstał z krzesła i podszedł do okna. - Coś wam pokażę.

Beta i Bit podnieśli się. Nie zdejmując z siebie koców wyjrzeli przez dawno niemyte okno na równie brudny świat. Niebo było szare, zachmurzone, miało kolor brudnego śniegu jak wszystko dookoła. Zobaczyli ten sam, co wcześniej czołg i kilku żołnierzy.

- Czołg wciąż stoi – powiedziała Beta.

- Tak, stoi. Zresztą nie czołg, a transporter. Ale zobaczcie, gdzie on stoi. Wymowny zbieg okoliczności.

Beta i Bit dopiero teraz zauważyli: czołg zaparkowany był przed dużym budynkiem, na którego szczycie stał napis „Moskwa”. Poniżej, już na budynku, napisane było „kino”. A jeszcze niżej, nad samym wejściem, wisiał ogromny biały plakat z niebieskim napisem „Czas apokalipsy”.

- Czasem staję przy oknie, patrzę na ten widok i zastanawiam się, jak to możliwe, że nikt z nich jeszcze tego nie zauważył. I wtedy uśmiecham się do siebie, bo to oznacza, że nie są tak omnipotentni, jak im się wydaje. Nie na wszystko mają wpływ. Chcecie jeszcze herbaty? – spytał znienacka gospodarz.

- Tak, z chęcią – Bit jakby dopiero się obudził. - Siostra też się napije – dodał, choć Beta przecząco kręciła głową. Starszy pan wyszedł do kuchni.

- Co ty robisz? - spytała zdenerwowana.

- No co? Wysłałem tego pana do kuchni, bo musimy w końcu wymyślić, jak trafić do domu – tłumaczył chłopak. - Jeszcze raz zbierzmy daty.

Bit wziął ołówek i gazetę, które wcześniej zauważył na stoliku obok radia, i usiadł przy stole.

- 1876 i 1885 to pierwsza para – powiedziała Beta siadając obok brata. - 1876 wpisane było w gadżet Pietraszki, a 1885 to rok wydania gazety, którą widzieliśmy.

- Potem wpisałem 2015, a przerzuciło nas, jak twierdziłaś, do roku 1945 – dodał Bit.

- Wciąż tak twierdzę, nie mam innego pomysłu. Miasto wyglądało tak, jakby dopiero skończyła się w nim wojna. Dalej nie wiem, co było, bo wpisałeś coś sam, dla hecy.

- Nie dla hecy, tylko żeby ułatwić powrót do domu. Wpisałem 2098. Pozostaje jeszcze dowiedzieć się, dokąd trafiliśmy i jakoś obliczyć, co musimy wpisać, żeby znów znaleźć się w schronie Pietraszki. Może po prostu spytajmy naszego gospodarza, który jest rok?

- Zwariowałeś – szybko odpowiedziała Beta. - Przecież może nas wyprosić. Chcesz liczyć na mrozie? Wydaje mi się, że to nie jest zbyt odległy czas. Żołnierz mówił „Obywatelu”, zupełnie jak w komediach, które ogląda tata.

- Z których tylko on się śmieje –przypomniał Bit.

- Ty się nie śmiejesz, bo ich nie rozumiesz, nie znasz kontekstu. A tata się śmieje, bo opowiadają o czasach jego dzieciństwa. I sądzę, że właśnie w takich czasach jesteśmy. Lata 70-te, może 80-te, nie wiem.

- No to zawęziłaś pole manewru – Bit nie mógł sobie darować złośliwości.

- Już jestem – powiedział gospodarz, niosąc czerwony imbryk w jednym ręku i czajnik z wrzątkiem w drugim. - Jakaś zagadka? - zapytał, patrząc na zapiski w gazecie, które Bit nieudolnie próbował przykryć dłonią. - Lubię zagadki, zwłaszcza matematyczne. Przez lata pracowałem w GUS-ie – gospodarz wyszedł do kuchni i szybko wrócił, już bez imbryczka i czajnika.

- GUS, czyli Główny Urząd Statystyczny – wyjaśnił. - Na liczeniu zjadłem zęby. Pokażcie, co tam macie – powiedział i stanął obok Bita.

Według Bety wszystko zmierzało w złym kierunku. Była przekonana, że za chwilę znów znajdą się na mrozie pod kamienicą i ponaglani okolicznościami kolejny raz wpiszą przypadkowe cyfry do tego dziwnego zegarka. A ona miała już dość przypadkowych podróży w czasie.

Bit z kolei uwielbiał takie nieprzewidziane sytuacje. Radził sobie w nich znacznie lepiej niż siostra. Szybko pokazał gospodarzowi swoje notatki.

- Próbujemy znaleźć zależność między kilkoma punktami – zaczął wyjaśniać. - To daty. Mamy trzy pary: 1876 – 1885, 2015 – 1945 oraz 2098 i aktualny rok.

- To wpisz 1981. Na co czekasz? - powiedział pan Jan.

Beta nie przypuszczała, że to będzie takie proste. Bit szeroko się uśmiechnął i dopisał 1981.

- Mamy też drugi element czwartej pary: 2015. Chcemy znaleźć jej pierwszy element – kontynuował.

- Próbowaliście to narysować? - spytał gospodarz. - Po waszych minach widzę, że raczej nie – stwierdził z dobrotliwym uśmiechem. - To zaczynamy. Narysuj, chłopcze, współrzędne. – Mówiąc to wyciągnął z biurka notes, linijkę i ołówek, znalazł w notesie czystą kartkę w kratkę i podsunął ją Bitowi.

Bit sprawnie narysował trzy punkty opisujące ich przygody.





- Spójrzcie, te punkty układają się niemal idealnie w linii prostej. Można od linijki narysować linię przechodzącą przez te punkty a następnie sprawdzić w jakim punkcie ona przecina wysokość odpowiadającą wartości 2015. – pan Jan mówiąc to sprawnym ruchem odrysował linijką linię przechodzącą idealnie przez te punkty. – Zobaczcie, samą linijką i ołówkiem można w sposób przybliżony rozwiązać tę zagadkę.

- A czy można rozwiązać ją w sposób nie przybliżony ale dokładny? – Zapytała Beta, która nie miała ochoty ani na przybliżone rozwiązania, ani na związane z nimi kolejne skoki w czasie.

- Oczywiście, wystarczy do tych punktów dopasować prostą regresji liniowej, czyli funkcję o równaniu y = a x + b. Wartość y i x to współrzędne waszych punktów, a wartości a i b to nieznane wartości, które trzeba wyliczyć.

- Ale jak to zrobić? – Beta naciskała dalej.

- W ogólności to ciekawy problem, należy minimalizować odległość punktów od prostej i można to robić na wiele sposobów – pan Jan rozpoczął wykład. – Sama nazwa tego problemu – regresja - przyjęła się od sformułowania ,,regression toward the mean’’, którego użył Sir Francis Galton, gdy badał zależność pomiędzy wzrostem rodziców a synów. Zauważył on, że wzrost synów jest bliższy średniemu wzrostowi w populacji niż wzrost ich rodziców…

- A w tym szczególnym przypadku jak to rozwiązać? – Beta nie wytrzymała, w każdej innej sytuacji wysłuchałaby z zainteresowaniem wykładu o analizie danych, ale była zziębnięta, zmęczona, wystraszona i chciała w końcu wrócić do domu.

- A w tym przypadku – w głosie pana Jana słychać było zawód, że przerwano mu wykład – zauważcie, że gdy na osi poziomej wartości zmieniły się z 1876 do 2098, czyli zmieniły się o 222 jednostki, to na osi pionowej wartości zmieniły się z 1885 do 1981, czyli o 96 jednostek. Gdy to podzielić - pan Jan z dużą wprawą dzielił trzycyfrowe liczby - 96 / 222 to około 0.43, to przesunięcie się o jedną jednostkę na osi poziomej powoduje wzrost o 0.43 jednostki w osi pionowej. A wy chcecie przesunąć się w pionie z 1981 do 2015, czyli o 34 jednostki. To o ile jednostek musicie się przesunąć w osi poziomej?

- Aaaaa – zaczął niezbyt inteligentnie Bit. Chciałby mieć pod ręką laptop lub przynajmniej kalkulator.

- To będzie 34 podzielić na 0.43, czyli prawie 340 podzielić na 4, czyli 170 na 2, czyli mniej więcej 85… - liczyła na głos Beta.

- A jeszcze mniej więcej 79 – uśmiechną się pan Jan, któremu dzielenie w pamięci przychodziło znacznie łatwiej.

- Czyli w osi poziomej trzeba przesunąć się z 2098 do 2098 plus 79, czyli 2177 – Bit chciał tym wyliczeniem przykryć swoją poprzednią, niezbyt bystrą reakcję.





- Dokładnie, to jest rozwiązanie waszej zagadki! Widzicie, jakie to proste? - pan Jan wyglądał na bardzo zadowolonego. - Teraz już wiecie, co to jest regresja liniowa. Może jeszcze kiedyś ta wiedza wam się przyda.

Beta i Bit uśmiechali się. W końcu będą mogli wrócić do siebie. Oboje woleli na razie nie myśleć o tym, jak zareaguje Pietraszko, widząc, że znaleźli jego tajną pieczarę i bawili się jego sprzętem. A może niczego nie zauważył? Może jeszcze nie zdążył razem z Jackiem wrócić do swojej pracowni? Nie, to byłoby zbyt piękne, choć cień szansy istniał.

- Dawno nie miałem tak ciekawego dnia. Na chwilę zapomniałem o tym stanie wojennym. Naprawdę cieszę się, że mogłem wam pomóc. Choć to bardziej wy pomogliście mnie – stwierdził pan Jan.

- Gdyby nie pan, to nie moglibyśmy wrócić do domu – powiedziała nagle Beta.

- Bez przesady. Ja tylko trochę okłamałem żołnierzy – uśmiechnął się gospodarz. - Przez nasze liczenie jeszcze nie wypiliście herbaty – zauważył. - Teraz jest już zimna.

- Nie szkodzi – powiedziało rodzeństwo niemal jednogłośnie. Wypili herbatę duszkiem. Na zimno też smakowała jak papier.

- To może my już pójdziemy – powiedział Bit, wstając od stołu. - Dziękujemy za herbatę i pomoc – mówił, kierując się w stronę wyjścia. Beta szła za nim.

Pan Jan otworzył im drzwi. - Do widzenia – pożegnali się ze swoim gospodarzem. Gdy zamknął drzwi, Bit wziął siostrę za rękę i pociągnął ją piętro wyżej.

- No to wpisujemy – powiedział, ustawiając na zegarze rok 2177.